Najważniejsze wyzwanie

Obalacze teorii względności, ci, którzy wierzą w uzdrawiające działanie lewoskrętnej witaminy C, i wielu innych domorosłych odkrywców są prawdziwym zagrożeniem dla naszej cywilizacji.
Podobno kryzys to zagrożenie i szansa.
Żyjemy w ciekawych, ale trudnych czasach. Czasach kryzysu. „Każdy ma swoją prawdę” – głosi jeden z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Jedni reagują na te słowa słabym oburzeniem lub wzruszeniem ramion, inni obrócili je w żart.
Mam wrażenie, że nie doceniliśmy tych słów. Tu już nie chodzi o to, że każdy inaczej widzi świat, że w różny sposób ocenia działania polityków, że decyduje jego osobiste doświadczenie lub sytuacja, np. ekonomiczna.
„Każdy ma swoją prawdę”, to znaczy, że mają ją antyszczepionkowcy, płaskoziemcy i wielu innych „anty”. Z jednej strony nauka, z drugiej „każdy ma swoją prawdę”.
Wiem, że uczeni potrafią się mylić, że nieraz powszechna zgoda naukowców musiała zostać skorygowana na skutek kolejnych odkryć lub pomiarów. Niestety, te „inne prawdy”, które pojawiają się w mediach, a szczególnie w mediach społecznościowych, nierzadko są zwodnicze. Obalacze teorii względności, ci, którzy wierzą w uzdrawiające działanie lewoskrętnej witaminy C, i wielu innych domorosłych odkrywców są prawdziwym zagrożeniem dla naszej cywilizacji.
Walka z tymi „prawdami” to jedno z zadań naukowców. Nie wystarczą sami entuzjaści, popularyzatorzy nauki. Nie pomoże zwalanie winy na nauczycieli, którzy z najwyższym trudem realizują przeładowaną tzw. podstawę programową. To uczeni, zwłaszcza ci o uznanym dorobku, powinni włączyć się w szerzenie wiedzy i obalanie bałamutnych „prawd”.
Niestety, obecnie system oceny preferuje publikacje. Liczą się punkty za każdy artykuł. Trzeba ich pisać jak najwięcej i zabiegać o zamieszczenie w czasopismach o najwyższej punktacji. Tylko prawdziwi pasjonaci dodatkowo podejmują się popularyzacji i dyskusji z głosicielami podejrzanych „prawd”. Takie działania pochłaniają czas i energię, a zupełnie nie są doceniane przez system.
Na domiar złego uczonym czasem brakuje umiejętności i narzędzi potrzebnych do tego, by najlepiej docierać do publiczności. I nie chodzi tu o publiczność festiwali naukowych lub pikników i uniwersytetów III wieku. Takie spotkania gromadzą ludzi przekonanych i dość odpornych na „inne prawdy”.
Trzeba sporego talentu i charyzmy, by trafić nieco niżej.
Niejednokrotnie spotkałem się z poglądem, że przecież już wszystko jest w sieci, a wystarczy sięgnąć po poważne gazety lub książki i każdy może poznać zdanie naukowców na każdy temat. A czy ktoś z Państwa próbował przekonać osoby z innych grup i regionów do czytania poważnych tekstów? Z jakim skutkiem?
Ja próbowałem. Uzyskałem kilka odpowiedzi. „Mnie czytanie męczy”, „Nie mogę czytać, bo mnie oczy bolą”, „Nie mam cierpliwości do długich tekstów”, „Po pracy jestem zbyt zmęczony/zmęczona”. Te same osoby bez zmęczenia oglądają telewizję i media społecznościowe. A tam mamy owe „różne prawdy”.
Sądzę, że taka sytuacja to jest szansa i obowiązek naukowców. Nie tylko badania i publikacje, ale także popularyzowanie nauki i promowanie osiągnięć są zadaniami ważnymi społecznie zwłaszcza w chwili takiego kryzysu, jaki obserwujemy dziś.
W tym celu warto zdobywać owe umiejętności i opanowywać narzędzia ułatwiające skuteczne docieranie do tych, którzy nie przeczytają książki ani dłuższego artykułu w prasie. I znów, nie chodzi tylko o umiejętność tworzenia atrakcyjnych prezentacji na ekranie. To przede wszystkim zdolność tworzenia ciekawych opowieści, takich, które utrzymują uwagę odbiorców przez co najmniej kilka minut. To także ciekawe rekwizyty, którymi możemy zainteresować widzów lub słuchaczy. To kreowanie atrakcyjnych tytułów wystąpień. To zaangażowanie i pasja prezentowane przed odbiorcami.
Z własnego doświadczenia wiem, że nie jest to łatwe, że często popełniamy błędy, że zdarzają się porażki. Obawiam się jednak, że innej drogi nie ma, jeśli nie chcemy przegrać z „innymi prawdami”.
Znam co najmniej kilkunastu naukowców, specjalistów w różnych dziedzin, którzy mają ogromny i ceniony dorobek, a mimo to opanowali umiejętności tworzenia fantastycznych opowieści i przyciągają odbiorców. Na swoich poletkach walczą z „innymi prawdami” i szerzą wiedzę. To oznacza, że naprawdę można. Trzeba tylko chcieć. I to jest ta szansa zmiany nastawienia wielu ludzi, o której napisałem na początku.
Celowo używam sformułowania „inna prawda”, ponieważ nie chcę zaśmiecać tekstu anglicyzmami. Dbajmy o nasz język. Jest naszym wielkim dobrem.
Wiktor Niedzicki
www.wiktorniedzicki.pl
www.facebook.com/niedzicki
Czytaj także: Nadciąga katastrofa