Po powodzi gleba może być zanieczyszczona osadami dennymi
– Gleba, na której prowadzone są uprawy rolne, w wyniku powodzi mogła zostać zanieczyszczona osadami dennymi z koryt rzek. To tykająca bomba z opóźnionym zapłonem, ponieważ w osadach gromadzą się zanieczyszczenia – podkreśla prof. Agnieszka Medyńska-Juraszek z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Gleboznawcy z Instytutu Nauk o Glebie, Żywienia Roślin i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu zaznaczają, że powódź ma destrukcyjny wpływ na glebę uprawną. Masy wody płynące z dużą prędkością dezintegrują wierzchnią warstwę gleby, co prowadzi do jej degradacji. Naukowcy zwracają także uwagę, że w czasie przemieszczania się fali powodziowej dochodzi do wymieszania się z glebą osadów dennych znajdujących się w korycie rzek.
– Precyzyjnie mówiąc, osady denne to tykająca bomba z opóźnionym zapłonem, ponieważ gromadzą się w nich zanieczyszczenia. Na dnie rzeki, w warunkach beztlenowych, pozostają w uśpieniu, nic się z nimi nie dzieje. Ale wyrwanie ich z tego uśpienia, co robi fala powodziowa, powoduje, że dochodzi do napowietrzenia tych osadów i w efekcie emisji do atmosfery różnego typu zanieczyszczeń, np. związków rtęci, pierwiastków toksycznych, które mogą przechodzić w stan lotny, węglowodorów aromatycznych – wylicza prof. Agnieszka Medyńska-Juraszek.
Nowe zanieczyszczenia
Profesor wskazuje, że mamy też dziś do czynienia z nowym typem zanieczyszczeń w rzekach i osadach dennych. To zanieczyszczenia mikroplastikiem, pozostałościami środków farmaceutycznych, antybiotyków, środków hormonalnych, które łatwo wiążą się z materią organiczną.
– To w wielu przypadkach zanieczyszczenia zaliczane do tzw. grupy emerging contaminants, czyli wymagających pilnego zainteresowania ze strony naukowców i odpowiednich służb, ponieważ nie mamy opracowanych technologii ich usuwania i zapobiegania przemieszczania się do środowiska – zaznacza prof. Medyńska-Juraszek.
Naukowcy podkreślają, że jednym z elementów usuwania skutków powodzi powinna być rekultywacja zalanych wcześniej pół uprawnych, ogrodów czy stawów.
– To poważny problem, ponieważ nie wiemy dokładnie, jaki rodzaj zanieczyszczeń został naniesiony wraz z wodami powodziowymi na glebę. Dlatego powinno się starannie ją zbadać. W szczególności pod kątem zanieczyszczeń, które mogą stanowić zagrożenie dla jakości roślin konsumpcyjnych i dla zwierząt wypasanych na tych terenach – tłumaczy profesor. I podkreśla, że jeśli wystąpiło przekroczenie dopuszczalnych norm zawartości zanieczyszczeń w glebie popowodziowej, należy ją zrekultywować.
Badacze zwracają też uwagę, że uprawa roślin przeznaczonych do spożycia na terenach popowodziowych niesie ze sobą ryzyko akumulacji szkodliwych dla zdrowia substancji.
– Gleba akumuluje zanieczyszczenia na długo, ponieważ nie posiada zdolności do samooczyszczania. Najbardziej zagrożone są gleby organiczne czy też hortisole, czyli gleby wzbogacane w materię organiczną, np. kompost lub torf. To typowe gleby w naszych ogródkach – wskazują eksperci.
Naukowcy oferują pomoc
W laboratorium Centrum Analiz Jakości Środowiska eksperci z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu wykonują kompleksową analizę gleby pod kątem jej przydatności do uprawy roślin konsumpcyjnych.
– Jeżeli Wasze ogródki i pola ucierpiały podczas powodzi, zwróćcie się o pomoc do ekspertów. Przynieście glebę do laboratorium Centrum Analiz Jakości Środowiska – oferują swoją pomoc wrocławscy naukowcy.
Źródło: naukawpolsce.pl/pdo/bar
Czytaj także: Rośliny pomogą pozbyć się wiecznych chemikaliów?