Nie róbmy im krzywdy
Drodzy rodzice, ugryźcie się w język, zanim przy dzieciach powiecie, że mieliście w szkole problemy z matematyką. Tak będzie lepiej.
Ewa jest typową humanistką. Buduje podziwiane instalacje artystyczne. Jest bardzo twórcza i zdobyła duże uznanie. Czyta wiele książek z różnych dziedzin nauki. Wszystko, poza naukami ścisłymi.
− Zawsze miałam w szkole problemy z matematyką.
Mówi to przy swoim dorastającym synku. Bartek słucha.
− Poza tym nie lubię fizyki i nie rozumiem chemii. Oba przedmioty zaliczyłam w liceum ledwie na „trójczyny”.
Bartek też nie jest orłem w szkole. Słucha uważnie.
− Czuję się humanistką. Mnie fizyka nie jest do niczego potrzebna. Prawo Archimedesa nigdy mi się nie przydało!
Bartek teraz już wie, że on „dziedziczy” po mamie brak talentu do nauk ścisłych. Nawet nie próbuje ich zrozumieć. Po co? W genach ma przecież „zapisaną” humanistykę, wrażliwość na sztukę, filozofię, psychologię. W tych dziedzinach prawo Archimedesa na pewno mu się nie przyda.
„Mam już blisko 60 lat. Czy kiedyś przyda mi się sinus lub cosinus?” − taki wpis znalazłem kiedyś na Facebooku. To nie jest zabawny żarcik. To jawne lekceważenie szkolnej nauki. To chyba oczywiste, że nie cała wiedza zdobyta w szkole przydaje się wszystkim. To jest kapitał na udany początek życia. Wybieramy z niego to, co będzie potrzebne każdemu z nas. Ktoś inny wybierze inne treści.
Trudno określić, jak wielu rodziców w dobrej wierze robi krzywdę swoim dzieciom. Szczerze przyznają się do szkolnych porażek. Z jednej strony to piękne, że mówią prawdę, ale… W ten sposób tworzą z góry usprawiedliwienia dla synów i córek.
Po co próbować, po co się męczyć, po co korzystać z podręczników.
− To takie nudne.
− Nie mogę się przemęczać.
− Przecież w internecie jest wszystko. W razie potrzeby można znaleźć.
Można, jeśli się wie, czego szukać.
Dawno temu znanej nauczycielce muzyki zepsuł się telewizor.
− Wysiadł tranzystor albo transformator (!?). Wiesz, ja zupełnie nie mam do tego głowy. Te druciki i śrubki…
Przekaz był prosty. „Jestem lepsza, jestem humanistką i nie będę zaprzątała sobie głowy tak przyziemnymi sprawami”.
Dziecko też chce być lepsze. Nie będzie zawracało sobie głowy prawem Pascala czy Ohma. Nie spróbuje zrozumieć, co zrobił Newton. Będzie „prawdziwym humanistą”.
Niestety, jak wiadomo, w Polsce humanista to ten, który nie miał zamiaru opanować matematyki na poziomie maturalnym. To ten, który nie poznał praw dotyczących gazów doskonałych lub optyki.
Często zapominamy też o tym, że potomkowie wcale nie muszą dziedziczyć rodzicielskich talentów. Nierzadko bywa tak, że ich zdolności wręcz pchają je w zupełnie innym kierunku. Tymczasem rodzice, mówiąc o swoim stosunku do matematyki, fizyki czy chemii, powodują zniechęcenie dzieci. Po co wkładać pracę w coś, co nie znajdzie uznania w oczach mamy lub taty? Będę grał na skrzypcach tak jak tata, będę psychologiem jak mama.
A matematyka, fizyka, chemia…? To nie dla mnie.
A przecież wystarczy życzliwe zainteresowanie lub drobne wsparcie. Odrobina ciekawości i… młody człowiek odkrywa niezwykły świat. Tym impulsem może być szkolne koło zainteresowań, wizyta na festiwalu nauki lub pasjonująca książka. Wystarczy, że rodzic powie: „Jakie to ciekawe”. Kiedyś ten młody człowiek nie tylko zdobędzie lepsze stopnie, ale przede wszystkim będzie mu łatwiej w życiu.
Poznałem kilku utalentowanych inżynierów, których rodzice byli muzykami. Znam też takich, którzy zrezygnowali z matematyki, bowiem pociągnęła ich muzyka. W życiu bywa różnie.
Drodzy rodzice, ugryźcie się w język, zanim przy dzieciach powiecie, że mieliście w szkole problemy z matematyką. Tak będzie lepiej.
Wiktor Niedzicki
www.wiktorniedzicki.pl
www.facebook.com/niedzicki
Czytaj także: Zadanie dla specjalistów