Reklama

Wyszukaj w serwisie

Nadciąga katastrofa

lab-co-ja-będę-robił
fot. arch. autora

Jesteśmy odważni. Czasem nawet za bardzo. Szarża ułańska, z butelką na czołg – to my! A jednocześnie boimy się. Boimy się nadchodzącej przyszłości.

Ta przyszłość będzie przecież piękna – w fabrykach na masową skalę zaczną pracować roboty, na ulicach jeździć będą autonomiczne samochody i autobusy, w domach czystość zapewnią samobieżne i „inteligentne” odkurzacze, obiad ugotuje się „sam” na skomputeryzowanej kuchni, lodówki „sama” zamówi w sklepie potrzebne produkty. Cudnie! Od lat ja także od czasu do czasu pokazuję takie futurystyczne rozwiązania. I do wczoraj sądziłem, że każdy podziela mój entuzjazm. Przecież to oczywiste, że tak będzie lepiej.

„Obudziło” mnie pytanie pracownika jednego z warsztatów: „A co ja będę robił?”. Już chciałem odpowiedzieć, że przecież będzie mógł się rozwijać, pracować kreatywnie, realizować się w twórczości, korzystać z życia. Tymczasem w jego oczach zobaczyłem strach. Strach przed przyszłością. Przecież nie każdy jest kreatywny, nie każdy będzie twórcą. „Co ja będę robił?”.

Już teraz drogi publiczne sprzątają maszyny, zaspy śniegu usuwają pługi wirnikowe, wykopy wykonują duże i miniaturowe koparki, rowy przy szosie koszą specjalistyczne urządzenia, zwierzęta hodowlane są obsługiwane przez automaty. Na pola wyjeżdżają autonomiczne ciągniki z maszynami, które mogą uprawiać ziemię. Będą one nadzorowane przez drony. W fabryce automaty i roboty produkują potrzebne nam przedmioty. Coraz mniej ludzi musi wykonywać ciężkie, niewdzięczne prace. Wspaniale, ale… „Co ja będę robił?”.

Zachwyceni postępem, wpatrzeni w świetlaną przyszłość zapomnieliśmy o większości obywateli. O tych, dla których smartfon lub komputer jest zbyt trudny, a bankowość mobilna napełnia przerażeniem, tych, którzy nie rozumieją „chmury” i wielu terminów, jakie pojawiły się w naszym życiu w ostatnim ćwierćwieczu.

Dziwimy się, że ludzie chcą powrotu do dawniejszych czasów, że chcą, by wszystko było tak jak 50, a może i więcej lat temu.

Czy ktoś naprawdę pomyślał, co ci ludzie będą robili za 20 lat? Dlaczego nie radzą sobie z coraz trudniejszą codziennością? Jak się z nimi porozumieć? Czy ktoś wyjaśnił, jak oswoić teraźniejszość, jak przygotować się do przyszłości. Czy nauczyliśmy się mówić z obywatelami „po ludzku”?

Jest taka zabawna reklama programu w radiu TokFM. Pacjent dowiaduje się od lekarza, że przyczyną arytmii serca jest migotanie przedsionków i tachykardia. Trzeba będzie wykonać termoablację, ale przedtem zostanie zastosowana antykoagulacja. Pacjent ze zdziwieniem i przerażeniem „trachyantyabo… co?” (cytuję z pamięci).

W większości jesteśmy właśnie takimi pacjentami. Naukowcy, inżynierowie i lekarze, prezentując świetlaną przyszłość, nie mówią do nas po ludzku. Nawet instrukcje obsługi sprzętu domowego użytku często są skomplikowane tak, jakby chodziło o elektrownię jądrową.

A kto zajął się lękami pracowników „Co ja będę robił?”? Kto pomyślał, jak przygotować tych ludzi do szybko zmieniających się czasów? Kto wyjaśnił, dlaczego oświetlenie ledowe jest lepsze od zwykłej żarówki? Kto pokazał korzyści z nowoczesnych rozwiązań? Gdzie są uczeni, którzy z racji swojej specjalności powinni się tym zająć?

I nie machajmy ręką, że przecież ci ludzie sami nie chcieli się uczyć. Nawet jeśli to ich wina, to skutki spadną na nas wszystkich. Będziemy mieli miliony obywateli zupełnie nieprzystosowanych do życia w połowie XXI w. A to może być bomba z opóźnionym zapłonem. Gdzie jest nauka, która powinna rozbroić tę bombę?

To uczeni powinni znaleźć sposób trafienia z argumentami do tych gorzej przystosowanych. Na świecie prowadzone są studia zrozumiałego kontaktowania się z obywatelami. Nas to też nie ominie. Będziemy zmuszeni do szybkiego rozwijania dotąd zaniedbywanego kształcenia ustawicznego. Do wprowadzenia atrakcyjnych zachęt, by obywatele podnosili swoje kwalifikacje. By lepiej rozumieli zmieniający się świat.

Jeśli tego nie zrobimy, sytuację wykorzystają politycy, którzy obiecają zagubionym powrót do zrozumiałej przeszłości. Wówczas grozi nam niewyobrażalna, światowa katastrofa.

Wiktor Niedzicki
www.wiktorniedzicki.pl
www.facebook.com/niedzicki

Czytaj także: Czy nadchodzi zmiana?

Reklama
Poznaj nasze serwisy